"Wszystko to, czego możesz kiedykolwiek potrzebować jest w tobie. Tajemnice wszechświata odciśnięte są w komórkach twojego ciała."
W tym starym małym pokoju obudziło mnie dudnienie kropel deszczu o szybę. Pogoda doskonale odzwierciedlała teraz moje uczucia. Nie byłam u siebie, a to wszystko stawało się jednym wielkim koszmarem. Tak bardzo chciałabym, żeby to był tylko sen. niestety tak nie jest. To jest życie, a w nim często dostaje się po tyłku.
Gwałtowną pobudkę zrobił mi chłopak, który wczoraj tak ochoczo zdawał relacje mojemu diabłowi. Jak to brzmi? Okropnie, ale Zayn właśnie taki jest. Zimny i nieczuły, jakby nie wiedział że można być innym; miłym i dobrym. Zachowuje się tak, jakby nigdy nie doświadczył prawdziwej bezinteresownej miłości.
-Wstawaj Kim- potrząsnął mną, a ja spojrzałam na niego, jak na idiotę, którym zresztą był.
-Mam na imię Cassie kretynie- burknęłam poirytowana. Po jakiejś chwili zdałam sobie sprawę kim on jest i otrząsnęłam się. Szybko podniosłam się na łokciach i w pozycji siedzącej wpatrywałam w chłopaka.
-Jestem Nathan Sykes-burknął wyciągając w moim kierunku rękę, której oczywiście nie uścisnęłam.- Jak tam sobie chcesz- dodał cofając dłoń.
-Dlaczego mnie budzisz?- spytałam trochę za bardzo oschłym tonem. Chłopak wydawał się być miły, jak na jego zawód.
-Malik się trochę wkurzył, a mówiąc trochę mam na myśli bardzo.
-A co ja mam z tym wspólnego?
-Ty nic, ale Alice dużo- zmarszczyłam brwi w oznace, że czekam na wyjaśnienia. Oczywiście się ich nie doczekałam. Rzucił we mnie jakimiś ubraniami i oznajmił, że mam dwie minuty, po czym wyszedł. Słyszałam, jak oparł się o drzwi i głośno westchnął. Cicho zachichotałam i założyłam spódnicę, którą mi podał. Była liliowa i sięgała mi nieco przed kolano. Uwielbiałam ją, bo dostałam ją jeszcze od taty. Ciągle dbałam o to, by nie była na mnie za ciasna, kompletnie nie licząc się z tym, że musiałam się prawie głodzić. Liczyły się tylko wspomnienia związane z nią. W końcu nie każdej dziewczynie ojcowie kupują ubrania. Inni wolą dać pieniądze i mieć spokój, ale mój taki nie był. Kochał mnie i dobrze znał, dlatego sam kupował mi rzeczy, o których marzyłam. Nie mówiłam mu o tym, a on i tak wiedział. Kochałam go za to. Tak dobrze mnie znał.
-Ruszaj się Cassie!- super. Wszędzie tylko mnie poganiają. Jestem dziewczyną i potrzebuje trochę czasu. Nawet jeśli jestem w piekle.
Zaplotłam szybko włosy w luźnego warkocza, a na stoliku obok łóżka zobaczyłam moje okulary, które szybko założyłam. Może nie wyglądałam w nich najlepiej, ale po długim noszeniu soczewek piekły mnie oczy.
-Długo jeszcze?!- kolejny krzyk, któremu zawtórowało westchnięcie- Wchodzę!-krzyknął i wszedł do pokoju z zasłoniętymi oczami ręką.
Zaśmiałam się. Otworzył oczy, a dłonie wepchnął do kieszeni.
-Gotowa?- spytał
-Nie, ale chodźmy
-Brzydko ci w okularach
-Przyjmę to jako komplement
-Możesz je zdjąć?
-Nie
-Dlaczego?
-Bo bez nich jestem ślepa?
-Wczoraj widziałaś bez nich
-Wczoraj to wczoraj, a dziś to dziś- uśmiechnęłam się i podążyłam za chłopakiem.
Zaprowadził mnie do salonu, w którym był już Zayn i moja mama. Chłopak siedział spokojnie na swoim miejscu, ale widać było, że jest porządnie zdenerwowany. Jego oczy, aż się paliły i wcale nie były to iskierki delikatności.
Stałam w blisko nich, ale rodzicielka mnie nie widziała, gdyż była odwrócona tyłem.
-Przyszło brzydkie kaczątko- wykrzywił usta w dziwnym uśmiechu na mój widok.
Szybko do mnie podszedł i mocno chwycił za ramię. Wyciągnął zza pleców pistolet i przystawił mi go do skroni.
Poczułam zimno i strach, którego nie da się opisać. I tak to się skończy? Tak po prostu mnie zabije?
-Zostaw ją!- krzyknęła moja mama ze łzami w oczach
-Gadaj!- warknął zgrzytając zębami.
Po moich policzkach spływały już słone łzy. Powoli spadały po moich policzkach i lądowały na szyi dając jej ukojenie. Miałam zamazany obraz i prawie nic nie widziałam.
-Nic nie wiem- powiedziała równie żałośnie, jak ja czułam się teraz. Nie pozwolili mi nawet z nią porozmawiać. Byłyśmy w jednym budynku a nie zamieniłyśmy ani słowa, zupełnie jakbyśmy się nie znały.
-Nie zależy ci na córce Alice- słyszałam jak powoli naciska spust. Pogodziłam się już z tym. Mogłam umrzeć.
-Czekaj!
-Oh Alice znudziły mi się już te twoje gierki! Mówisz, albo córeczka pożegna się ze światem. Co wybierasz?
-Ludzie Ricka chcieli hasła dostępu do konta mojego męża
-Po co im to?
-Nie wiem
-Kłamiesz!
-Nie!
-Zawsze, gdy kłamiesz patrzysz w lewo. Alice gadaj, bo moja cierpliwość się kończy!- mocniej ścisnął mnie za ramię.
-Jest tam coś, czego bardzo chcą.
-Co to jest?
-Tego nie udało mi się dowiedzieć. Mąż zapisywał wszystko szyfrem. Każda notatka to inny szyfr. Wiesz jak ciężko go rozgryźć?
-Wcześniej jakoś ci się udawało.
-Zostały mi jeszcze dwie, ale nie umiem odgadnąć o co chodzi
-Skoro tak to raczej się nam już nie przydasz- teraz już nie mierzył do mnie, tylko do mojej mamy.
-Nie! Proszę- krzyknęłam stając na przeciwko chłopaka. Patrzyłam mu prosto w oczy. Powoli jego wzrok napotkał mój.- Proszę- szepnęłam prawie niesłyszalnie, jednak on to usłyszał. Opuścił broń i delikatnie się do mnie uśmiechnął.
-Obym tego nie żałował- wydukał i wyszedł z salonu.
Od razu rzuciłam się mamie w ramiona. Całe zapłakane osunęłyśmy się na podłogę. Mocno się w nią wtuliłam i pozwoliłam, by głaskała mnie po włosach, tak jak wtedy gdy pierwszy raz rzucił mnie chłopak. Dzięki temu poczułam się bezpiecznie. Otarła moje łzy i pocałowała w czoło.
-Wszystko zostaje w rodzinie- szepnęła mi do ucha i z wielkim uśmiechem pomogła mi wstać. Kompletnie nic z tego nie rozumiałam, ale teraz najważniejsze było to, że mogłam się nią nacieszyć. Nie chciałam nawet, by cokolwiek mi wyjaśniała. Chciałam choć przez chwilę poczuć się tak, jak w domu.
-Musimy porozmawiać. Pewnie nawet nie rozumiesz, co tu się dzieje- uśmiechnęła się starając mnie pocieszyć.
-Nie muszę nic wiedzieć.
-Mylisz się. Czasami niewiedza może zabić. Teraz posłuchaj mnie uważnie, bo nie wiem ile mamy czasu. Twój ojciec dowodził kiedyś tym gangiem. Wiem, że uważasz to za niemożliwe, ale tak było i nic tego nie zmieni. Musisz się z tym pogodzić. Po jego śmierci to Zayn przejął dowództwo. Jestem kiepska w kierowaniu grupą. Chciałam jednak zobaczyć, jakie życie prowadził mój mąż, więc zostałam ich szpiegiem, jeśli tak to można nazwać. Te wszystkie moje zebrania, delegacje, szkolenia, kursy to wszystko były zorganizowane akcje.
-To niemożliwe- szepnęłam próbując to wszystko jakoś pojąć. Nie ukrywam, że przychodziło mi to z trudem. W dodatku mówiła to tak szybko.
-Miesiąc temu w biblioteczce ojca odkryłam jego pamiętniki. Zapisywał informacje, które są bardzo ważne dla Zayna, ale i nie tylko. Złotko każdy ma wrogów i to normalne, że zbiera się na nich różne brudne sprawy.Ojciec prowadził tak jakby kronikę. Rozszyfrowałam już większość notatek. Zostały mi tylko dwie. Muszą być pisane obcym językiem, ale nie wiem jakim. Możliwe, że jest to jakaś mieszanka. W dodatku co trzecią literę zmieniał długopis. Czasami używał liczb zamiast liter.Pisał tak, aby to tylko on wiedział co to ma znaczyć. Skarbie jeśli mi się coś stanie to ty musisz to wszystko rozszyfrować. Zakodował szyfr do konta w banku, w której jest coś, dzięki czemu będziesz mogła być wolna.
-Mamo to brzmi, jak z jakiegoś taniego filmu
-Wiem, ale to wszystko prawda. Pamiętaj, żeby nikomu nie ufać. Poradzisz sobie. Wierzę w ciebie. Zawsze wszystko zostaje w rodzinie.
-Co to znaczy mamo?
-Chodzi właśnie o to, że nie wiem.
-To bez sensu
-Jeśli odkryją co tam pisze staniesz się bardzo ważna i będzie ci grozić straszne niebezpieczeństwo. Jeśli nadarzy się szansa do ucieczki nie wahaj się. Jedyna osoba, której możesz zaufać to Harry.
-Kto?
-Poznasz go w swoim czasie, a teraz idź do pokoju. Lepiej nie wychodź sama. Tu nie jest bezpiecznie
-Ale chciałam z tobą porozmawiać. Mam jeszcze tyle pytań
-Nie czas na to. Kiedyś wszystko zrozumiesz. Kocham cię
-Ja ciebie też- mruknęłam i pobiegłam do przydzielonego mi pokoju.
Weszłam do środka i zobaczyłam, że na łóżku siedzi Zayn. Zmarszczyłam czoło i podniosłam brwi do góry. Czego chciał?