strach przed nieznanym,
przed groźną tajemnicą,
która zdaje się czaić wszędzie."
Leniwie spacerowałam po parku. Krople deszczu leniwie spadały na ziemię tworząc niewielkie kałuże. Pod moim ulubionym czarnym parasolem w kolorowe kropki nic mi nie groziło. Byłam sucha. Tylko na moich adidasach można było zauważyć mokre ślady. Mimo, że starałam się omijać wodę nie zawsze wychodziło mi to tak, jak chciałam. Ostatnio nie za dobrze z moją koordynacją ruchową. Nie oszukujmy się. Zawsze byłam niezdarą. Nigdy nie lubiłam sportu. Może dlatego, że nie miałam na niego czasu. Ciągle się uczę i czytam. Lubię to robić. Dzięki temu i nie zaprzątam sobie głowy niczym przykrym.
Otarłam chusteczką ławkę, której kolor ciężko było określić. Rzadko kto zapuszczał się tak daleko, więc miejsce było zaniedbane. Pewnie dlatego lubiłam tu przychodzić. Zawsze byłam tu sama, nie licząc ptaków , które starały podtrzymywać mnie na duchu.
Odchyliłam głowę do tyłu i pozwoliłam kroplą spaść na moją twarz. Dzięki temu nieco się orzeźwiłam. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Pamiętam jak biegałam z tatą w deszczu. Zawsze mi powtarzał, że nie należy się go bać. To on niesie życie rośliną, zwierzętom i ludziom. Kiedyś było inaczej. Nie wiem czy lepiej, ale na pewno weselej.
W moich oczach zgromadziło się pełno iskierek. Gdyby nie dzwoniący telefon na pewno bym się rozpłakała.
-Gdzie jesteś córeczko?- usłyszałam zmartwiony głos matki. Martwiła się o mnie. To takie przyjemne uczucie. I mimo, że czasami mam dość jej nadopiekuńczości, to wiem, że robi to z miłości.
-Spaceruję. Chciałam się przewietrzyć.
-W deszczu? Zmarzniesz i zachorujesz. Wróć do domu. Musimy porozmawiać.
-Czy coś się stało?
-Nie. Nie martw się. Wszystko jest dobrze, tylko stęskniłam się za tobą.
-Nie widziałyśmy się tylko pięć godzin- zaśmiałam się.
-Przyjdź. Zrobiłam obiad.
-Kocham cię
-Ja ciebie też. Uważaj na siebie
-Jasne- z uśmiechem nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Rozejrzałam się i głośno westchnęłam. Powoli wstałam i ruszyłam najkrótszą ścieżką w stronę domu.
Idąc słyszałam za sobą czyjeś kroki, lecz gdy za każdym razem się odwracałam nikogo nie było. Popadasz w paranoję Cassie. Mimo tego wszystkiego postanowiłam przyśpieszyć. Przystanęłam przy drodze i po uważnym rozejrzeniu się, czy nic nie jedzie przeszłam na drugą stronę ulicy. Teraz szłam chodnikiem obok budynków. Można powiedzieć, że moja okolica nie należała do najbrzydszych. Było tu najwięcej zieleni w całym mieście. Jednak i tak niektóre bloki były szarawe lub po prostu brudne. Ale to pewnie tylko moje postrzeżenie. Od śmierci taty wszystko wydaje mi się takie szare. Dopiero teraz, po roku zaczęły wracać kolory. Znów mam przyjaciół. Znów mam moje życie. I może nie jest takie samo, ale cieszę z niego. Znów się uśmiecham. Znów mam rodzinę, bo rodzina to nie więzy krwi, a najbliższe ci osoby, przyjaciele. Czekali na mnie, choć wiedzieli że się zmienię. I faktycznie tak się stało. Myślą, że jestem silniejsza, a tak naprawdę jestem słabsza. Nie pogodziłam się ze śmiercią ojca, po prostu usiłuję o niej zapomnieć. Jak na początek to chyba dobry ruch. No cóż, lepsze to niż ciągle płakanie w pokoju.
Nagle zza rogu wyłoniła się trójka znajomych z sąsiedniej szkoły, do której chodziłam. Po sposobie ich poruszania widziałam, że są lekko wstawieni. Jakoś nie uśmiechało mi się przechodzić obok nich. Powoli zawróciłam i wybrałam inną drogę do domu.
-Ej! Poczekaj!- krzyknęli za mną. Nie miałam zamiaru ich słuchać. Zaczęłam biec. Może uda mi się ich zgubić. Co prawda nie mam świetnej kondycji, ale im plączą się nogi.
Ich krzyki nie ustawały. Nie dawali spokoju. Myślałam, że po jakimś czasie się znudzą, jednak nici z tego. Mocno zacisnęłam powieki i zaczęłam biec jeszcze szybciej, aż w końcu do czegoś dobiłam. Tak właśnie kończy się bieganie po ulicy z zamkniętymi oczami.
Podniosłam oczy i ujrzałam chłopaka z mnóstwem tatuaży. Miał ciemne włosy, nic więcej nie mogłam o nic stwierdzić, gdyż zaczynało się już ściemniać, a ja bez okularów raczej kiepsko widzę.
-Dzięki, że ją zatrzymałeś koleś- usłyszałam głos jednego z pijanych typów
-Nie zatrzymałem jej dla was- powiedział z cwaniackim uśmieszkiem- I nie radziłbym zwracać się do mnie koleś- wyjął z tyłu spodni pistolet. Oho. W coś ty się wpakowała Cassie? A to miał być tylko zwykły spacer.
-Spoko, luzik, my nic nie…
-Spieprzajcie stąd zanim się rozmyślę- powiedział znudzonym głosem i patrzył, jak tamci uciekają.
-Wstawaj- odezwał się do mnie, gdy zniknęli z pola widzenia
-K-kim ty jesteś?- zająkałam się
-Ruszaj się. Śpieszy mi się- podał mi dłoń, by pomóc mi wstać. Nie skorzystałam jednak z tego i sama, niezdarnie się podniosłam.
-To ja dziękuję i pójdę już do domu- odpowiedziałam spuszczając wzrok. Usłyszałam śmiech. Co go tak rozbawiło?
-Może cię podwieźć?- spytał z ironicznym uśmieszkiem
-Nie dziękuję. Nie wsiadam do samochodów nieznajomych.
-I słusznie, ale dla mnie zrobisz wyjątek- szepnął mi do ucha dotykając wargami mojej szyi. Przeszły mnie dreszcze.
-Chodź- ruszył przodem czekając, że niby za nim pójdę. Też coś! Jeszcze do końca nie zwariowałam. Może uda mi się uciec. W sumie do domu dzielą mnie jakieś dwie przecznice.
-Nie lubię się powtarzać- spojrzał na mnie zimnym wzrokiem, a i mi od razu przeszły rozmyślania o ucieczce. Składając parasol ruszyłam za nim. Szłam w bezpiecznej odległości, jednak po chwili doszliśmy do jego samochodu. Czarne BMW. Czy tylko mi to się źle kojarzy?
-Wsiadaj- otworzył mi drzwi i sam wsiadł z drugiej strony. Niepewnie wykonałam jego polecenie.
-Kim jesteś?- powtórzyłam pytanie, gdy minął pierwszy szok i strach.
-Spokojnie. Zawiozę cię do Alice
-Dziękuję- powiedziałam niepewnie. Nieco się rozluźniłam. Jednak i tak coś mi tu nie pasowało. Skąd moja matka znała takiego typa? Nigdy nie poprosiłaby kogoś takiego, by przywiózł mnie do domu. Zawsze mówiła, bym unikała takich osób. Coś mi tu nie gra.
Dyskretnie wyjęłam telefon z kieszeni, i gdy już wybierałam numer rodzicielki znów usłyszałam jego szorstki głos. Wcale, a wcale nie było mi przyjemnie.
-Daj telefon
-Ale… Chciałam zadzwonić do mamy- usprawiedliwiłam się
-Na pewno nie chce, by jej teraz przeszkadzano. Jest bardzo zajęta- zmarszczyłam brwi, ale oddałam mu komórkę. Pewnie będę tego żałować, no ale cóż. Bałam się zrobić cokolwiek innego. W życiu nie widziałam spluwy, a on nosił przy sobie dwie. To znaczy tyle zauważyłam.
O co w tym wszystkim chodzi?
Bardzo ,ale to bardzo ciekawie się zaczyna <3
OdpowiedzUsuńJa na pewno będę czytać i czekam na kolejny rozdział...
Ps.Pozdrawiam
Ciakawie sie zaczyna. :) czekam na nastepna ;3
OdpowiedzUsuńNarazie boskie *.*
OdpowiedzUsuńRzadko kiedy pisze komentarze bo zazwyczaj to co mam w głowie nigdy nie udaje mi się przeniešć na klawiaturę:) Widze że dopiero zaczęłaś i musze przyznać że interesująco się zapowiada. Jeszcze jak weszłam w zakładke bohaterowie <3 Lepiej wybrać nie mogłaś!:* No cuż tu dużo mówić ciekawe skąd zayn zna jej matke ? Czekan na kolejny rozdział mam nadzieję że będzie również udany ;)
OdpowiedzUsuń