piątek, 16 maja 2014

Rozdział 2

,,Są ludzie, którzy wolą raczej nic nie ukrywać niż musieć kłamać; ludzie którzy wolą raczej kłamać, niż nie mieć nic do ukrycia. I ludzie, którzy lubią i kłamstwo i tajemnice."

Jechaliśmy bardzo długo. W sumie to nawet nie patrzyłam na drogę. Byłam skupiona na zabawie moimi palcami. Czułam się niekomfortowo, bo kilka razy przyłapałam chłopka, na tym jak uważnie mi się przygląda. Ciągle się wierciłam i myślami byłam zupełnie w innym miejscu.
Nagle poczułam szarpnięcie. Samochód z piskiem opon obrócił się i ostro zahamował. Przymknęłam oczy i mocno zacisnęłam pięści. Chciał nas zabić, czy jak?
Podniosłam wzrok i o dziwo wcale nie zobaczyłam mojego domu. Staliśmy przed jakąś meliną dla bezdomnych. Na parterze okna były powybijane. Ściany obdarte i pomalowane jakimiś sprejami wyglądały okropnie. Nie podobało mi się tu.
-Wiesz to raczej nie jest mój dom- odezwałam się niepewnie. Mój głos był nieco zachrypnięty i bardzo cichy.
-Ale będzie- no i znów ten jego cwaniacki uśmiech.- Wysiadaj!- warknął, a ja lekko się wahając wykonałam jego polecenie. Nie potrafiłam mu odmówić. Bałam się.
-Dokąd mnie prowadzisz?- kolejne pytanie, po którym po raz kolejny zaczął się śmiać. Co go tak bawiło? Mi jakoś nie było do śmiechu.
-Zobaczysz- odpowiedział otwierając wielkie, drewniane drzwi. Wpuścił mnie pierwszą, po czym zamknął je na trzy różne zamki i kłódkę. Super. Czyli ucieczka już na pewno nie wchodzi w grę.
Zaprowadził nas na pierwsze piętro. Już z daleka było słychać radosne krzyki. Panował tu straszny hałas. Łatwo można było wyczuć alkohol, a w powietrzu unosił się dym nikotynowy. Nie podobało mi się tu, mimo że w środku było o wiele ładniej niż na zewnątrz.
Ściany miały czysty, pudrowy kolor. Wisiało na nich mnóstwo obrazów przedstawiających najczęściej jakieś pojazdy. W korytarzu stała piękna komoda z ciemnego drewna. Gdzieś ją już widziałam, ale jakoś nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Weszliśmy do jak mniemam salonu, z którego to właśnie dobywały się głośne odgłosy. Pomieszczenie było pełno pijanych facetów, do których kleiły się półnagie dziewczyny. Nie były nawet wiele starsze ode mnie, choć na prawdę ciężko jest to określić przez ten ich makijaż.
W tym pokoju to było chyba wszystko. Stół do bilarda, piłkarzyki i kręgle. Najbardziej moją uwagę przykuła kanapa, która stała centralnie na środku. Odróżniała się ona od wszystkich miejsc siedzących w tym pokoju.
-Cassandra?- usłyszałam głos mamy. Odwróciłam się i ujrzałam ją ubraną całą na czarno. Cóż od śmierci ojca ubierała się w ciemniejsze kolory, ale nigdy w tak obcisłe rzeczy.
-Alice miło, że nas odwiedziłaś- chciałam coś powiedzieć, ale chłopak mnie uprzedził.
-Coż ciężko było odmówić zaproszeniu twoim przyjaciołom. Zdemolowali mi kuchnię
-Na razie nie będzie ci ona potrzebna- przysłuchiwałam się ich rozmowie kompletnie nic nie rozumiejąc.
-Nie rozumiem po co ta cała akcja. I dlaczego wmieszałeś w to moją córkę? Wyraźnie podkreślałam, że ona nie ma z tym nic wspólnego.
-Mylisz się Alice. Widzisz znaleźliśmy coś o czym zapomniałaś nam wspomnieć
-Ona nic nie wie. Dajcie jej spokój.
-Och Alice przecież tu jej nic nie grozi, prawda chłopaki?- spytał a wszyscy zaczęli pożerać mnie wzrokiem jednocześnie oblizując wargi, lub dziwnie się szczerząc. Czułam się jak jakieś mięso, które od tak można sobie zjeść.
-Zayn żądam, by Cassandra wróciła do domu
-Zapominasz, że już tu nie rządzisz. A od teraz to jest wasz dom- mówiąc to patrzył wprost na mnie- Dan odprowadź je do swoich pokoi i pilnuj, by nie uciekły. Później ich odwiedzę- po chwili jakiś równie dobrze postawiony blondyn chwycił mnie mocno za ramię i zaciągnął piętro wyżej.
Kompletnie nic z tego nie rozumiałam. Matka nie odezwała się nawet do mnie ani słowem. Przysłuchiwałam się tylko jej rozmowie z tym całym Zaynem zupełnie nic z tego nie rozumiejąc. Dalej nie mogłam pojąć co moja rodzicielka może mieć wspólnego z takimi ludźmi.
Blondyn otworzył mi drzwi i dosłownie wepchnął do środka. Rozejrzałam sie i ujrzałam zwykły biały pokój. Łóżko było niewielkie, a na pościeli można było zauważyć czerwone plamy.Gdy bliżej się im przyjrzałam zdałam sobie sprawę, że jest to zaschnięta krew. Super. Nie ma nic lepszego niż przebywanie w takim miejscu. Nie było tu żadnych mebli. Jedyną rzeczą w tym pokoju było właśnie to stare łóżko. W niewielkim oknie były grube, potężne kraty. Nie były nawet tu potrzebne, bo gdyby ktoś chciał uciec i tak nie zmieściłby się w tym oknie. Z resztą myśl, że można spaść z drugiego piętra nie była jakoś zachwycająca.
Usiadłam na brudnej podłodze i ponownie zaplotłam włosy w warkocza. Nie lubiłam, gdy miałam je rozpuszczone. Gdy swobodnie opadały mi na ramiona przypominałam sobie wtedy szczęśliwe dzieciństwo z dwojgiem rodziców. Teraz czułam się tak, jakbym nie miała nikogo. Siedzenie w pustym, białym pokoju doprowadza do szaleństwa.
Po jakimś czasie siedzenia i myślenia o tej całej dziwnej sytuacji usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Szybko wstałam i spojrzałam w tamtym kierunku. O ścianę opierał się mój oprawca. Na jego twarzy widniał cwaniacki uśmiech, a oczy były zimne i puste.
-Podoba ci się twój nowy pokój?- zaśmiał się
-Na pościeli jest krew- odezwałam się niepewnie.
-Przeszkadza ci?
-Tak
-To masz pecha
-O co w tym wszystkim chodzi? Po co mnie tu trzymasz i nie pozwolisz wrócić do domu?
-Będziesz mi jeszcze potrzebna. Przyniosłem parę twoich rzeczy
-Grzebałeś w moim pokoju?
-Mam ważniejsze rzeczy do roboty maleńka. Przebierz się szybko, bo moi znajomi chcą cię poznać- nie czekając na moją odpowiedź wyszedł zostawiając lekko uchylone drzwi. Zmarszczyłam czoło i zajrzałam do reklamówki. Były tam same sukienki. Świetnie. O niczym innym nie marzę, jak chodzenie tak ubranej wśród setki pijanych, napalonych i naćpanych facetów.

-Przedstawiam wam córkę naszej Alice- krzyknął, gdy byliśmy w salonie. Każdy obecny w pomieszczeniu uważnie mi się przyglądał. Myślałam, że zaraz tam zemdleję, albo puszczę pawia.
-Uśmiechnij się ładnie- szepnął mi do ucha, a ja stałam tam jak jakieś drzewo
-Boję się- szepnęłam przygryzając wnętrze policzka. Miałam ochotę poobgryzać wszystkie paznokcie.
-Bo masz czego- po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, której na szczęście nie zauważył.
-Proszę- szepnęłam trzęsącym się głosem
-Masz szczęście, że mam dziś dobry humor- dotknął ustami mojej szyi wypowiadając te słowa. Po całym ciele rozeszły mi się drgawki, aż poczułam ciarki.
-Dziewczyna jest moja! Niech ją któryś tknie a przysięgam, że skończy jak Douglas!
-Spoko szefie. Wcale nie jest taka ładna- odezwał się jeden z jego kumpli. Po minie reszty można było zauważyć podziw, ale i strach. Mulat miał nietypowy charakter. Mimo, że nie znam go długo to wiem, że jest nieprzewidywalny i bezkonsekwentny.
-James młoda bierze twój pokój
-A ja?
-Poradzisz sobie. Mamusia cię przenocuje-zaśmiał się z miny rozmówcy.
-Zayn!- do pomieszczenia wpadł wysoki chłopak. Był szatynem. Jakoś tak wyróżniał się od reszty.
-Co jest Nathan?
-Rozmawiałem z naszym łącznikiem. Raczej nie miał dobrych wiadomości.
-Co mówił?- spytał rzeczowym tonem, przechodząc od razu do sedna. Był niecierpliwy. Kolejna wada z wielu. Już chyba nawet przestanę je liczyć.
-Cóż nie wiele, bo w barze wybuchła rozróba i zastrzelili go.
-Przypadek?
-Raczej dokładnie przemyślana akcja.
-Porozmawiamy u mnie. Najpierw tylko odprowadze moje brzydkie kaczątko do jej komnaty- mruknął zupełnie nie przejmując się tym, że ktoś właśnie stracił życie. Egoistyczny dupek.
Mocno złapał mnie za nadgarstek i zaciągnął na wyższe piętro. Potykalam się o stopnie, ale on to ignorował. Jeszcze nikt nie zachowywał się tak brutalnie w stosunku do mnie.
W końcu stanęliśmy przed ciemnymi drzwiami.
-Nie wychodź bez pozwolenia i nie zwracaj nikomu gitary. Jak będziesz grzeczna, to my też- mrugnął jednym okiem.
-Mogę się zobaczyć z mamą?
-Stęskniłaś się szkrabie?- nic mu nie odpowiedziałam. Nie miałam zamiaru reagować na jego zaczepki. Mogę milczeć przez resztę życia.
-Jutro, a teraz idź spać i nic nie kombinuj. Pamiętaj, że moi chłopcy są wszędzie. Znajdą cię, nawet gdybyś zapadła się pod ziemię- gdy to mówił uważnie patrzyłam się na jego oczy. Były równie groźne, jak on. Wydawało się, że są to węgielki z pieca pana piekieł. Zaczęłam się zastanawiać, czy może Zayn stamtąd nie uciekł. Aniołek to z niego nie jest.

Słyszałam, jak zamyka mnie na klucz. Przynajmniej ten pokój był o wiele lepszy i co mnie zaskoczyło umeblowany. Nie sprawdzałam jednak co jest w szufladach. Delikatnie położyłam się na łóżku. Czuć było zapach męskich perfum.
Skuliłam się przyciągając kolana do brody, włosami zakryłam twarz i próbowałam zasnąć, błagając że to wszystko to tylko kolejny z moich  idiotycznych snów.
__________________________
I jak wrażenia? Może trochę wolno się rozkręca, ale to dopiero początek ;) 
Wybaczcie za jakieś błędy, ale moje lenistwo wygrało i rozdział jest nie sprawdzony.

6 komentarzy:

  1. Boskie *.* kolejne opowiadanie od którego prawdopodobnie się uzależnie XD Czekam nn ;* /Zuz

    OdpowiedzUsuń
  2. Akcja sie rozkręca, lubie takie klimaty xd Dodałam cie do listy blogów które czytam:3 patrze i mam już ich 34, jak ja to wszystko zapamiętuje :D Dodałabym sie jeszcze do obserwatorów bo pewno jest taka możliwość ale na moim "kochanym" telefonie nie otwiera sie wersja na komputery a ta na tel. nie ma takiej opcji :/ Ciekawa jestem co Zayn zrobi z Cassandrą ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest wręcz cudowny i czekam niecierpliwie na dalej <3
    Podoba mi się niesamowicie twój blog
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy dalej?!?!?!?!?! Booooskieee :3 <3/Paula

    OdpowiedzUsuń
  5. Ogromny podziw.Twoja słowa ubrane w zdania fascynują mnie coraz bardziej :3

    OdpowiedzUsuń